Searching...
sobota, 15 listopada 2014

Forrest przyszedł mnie ratować...

W okresie kiedy objawy depresji były bardzo silne, prawie codziennie błaha rzecz doprowadzała mnie do płaczu. Któregoś dnia przerosło mnie już wszystko. Zwyczajne problemy, które zdarzają się wszystkim ludziom, widziane były moimi oczami jako prawdziwy dramat. Choć przyczyny problemów były zupełnie inne, to ja się o nie obwiniałam. Skoro to moja wina i wszystko co złe dzieje się przeze mnie, to najlepiej będzie to wszystko skończyć.
Płakałam wtedy strasznie. Dzieci spały, mąż jadł kolacje, a ja zamknęłam się w toalecie. Zakrywałam twarz ręcznikiem, żeby nikt mnie nie słyszał. Od płaczu bolały mnie już oczy i głowa, nie mogłam wyrównać oddechu, nie potrafiłam się uspokoić...
W drzwi zaczął drapać Forrest, otworzyłam je. Gdybym tylko potrafiła opisać jego wyraz pysia. Spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć "Co Ty Pańcia tutaj robisz? Martwię się o Ciebie! Nie płacz już, poprzytulajmy się." Chodził dookoła mnie, ocierając się swoim puszystym futerkiem, trącał mnie noskiem. Ja się uspokoiłam, zaczęłam normalnie oddychać, łzy przestały już spływać po policzkach. Kiedy było już dobrze, Forrest wyszedł. Myślałam, że sobie poszedł. Miał jednak inny plan. Zaczął wkładać łapkę w otwory, które są w drzwiach. Sam wymyślił taką zabawę, nikt mu tego wcześniej nie pokazywał. Bawiliśmy się w łapanie łapki kilka minut. Domyślacie się pewnie, że wywołało to szeroki uśmiech na mojej twarzy a wszystkie smutki zostały przegonione.

MÓJ BOHATER! 
 

Share This To :

10 komentarze:

  1. Beatko to teraz ja się poryczałam i nie mogę pisać ;(( Ja to wszystko dobrze znam ,w takim momentach przychodzi Koloruś siada ,przygląda się i zaczyna robić baranki , ocierać się , głaszczę łapką po twarzy jak tylko da radę się dobrać do niej no i te jego wielkie wpatrzone oczy robią wszystko :) .No i jak ich nie kochać x-) oddałabym ostatni grosz za ich zdrowie i szczęście dlatego tak walczymy o Kolorusia o ten nasz brylancik (k)

    OdpowiedzUsuń
  2. Danusiu (tu brakuje mi buźki, która Cię przytuli).
    Nasze koty to anioły. Pilnują nas, żeby nic złego nam się nie stało. Wiele razy się wzruszałam, kiedy czytałam o Kolorusiu... Trafił do wspaniałej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  3. To napisała moja kicia:

    p;[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[[

    Słowa otuchy dla Ciebie i podziękowania dla Forresta, że o Ciebie dba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Beatko, choć znam tę historię, to wzruszyłam się po raz kolejny. Forrest to fantastyczny kot. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Beatko, to co piszesz jest takie prawdziwe. Mój kot, który jest absolutnym niedotykałą i indywidualistą w dniu kiedy zaczęłam przyjmować leki po prostu ze mnie nie schodził. Choć chorowałam nie fizycznie, a psychicznie. To niesamowite,że koty to czują! Leki w początkowej fazie zwalają z nóg, ale dzięki takiemu towarzyszowi, to wszytsko robi się jakoś do zniesienia (p)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy kto ma kota doświadczył czegoś podobnego . Koty nie tylko ratują nam życie ,ale często i nasze związki ;)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Święta prawda. Hugo, który nie jest nakolankowy, czuje, gdy jest mi źle. Kładzie się wtedy OBOK mnie i patrzy swoimi wielkimi oczkami. Od razu robi się lżej na sercu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest niesamowite, że kiedy potrzebujemy pomocy to te nasze koty mogłyby dla nas zrobić chyba wszystko. One nas kochają, na swój koci sposób x-)

      Usuń
    2. Pewnie, że nas kochają. A tym bardziej, że przecież nie wychodzą, więc to my jesteśmy dla nich całym światem :)

      Usuń
  8. Beatko dziękuję za ten post. właśnie mam takie złe dni i dziś miałam postanowienie ze oddam moje koty do innych dobrych domów bo ja się nie nadaje na ich mamcie :( bałam się ze one czując moje emocje są nieszczęśliwe u nas. Teraz wiem ze bez nich może być tylko gorzej bo teraz przynajmniej jest dla kogo żyć a one faktycznie mnie kochają bezinteresownie i w każdym nastroju.
    Dziękuję i życzę dużo radosnych chwil z pupilami :)

    OdpowiedzUsuń